Rockowy świat z niecierpliwością czeka na premierę albumu Suede, Pulp zaprezentowali bardzo udany nowy singiel, a największym muzycznym wydarzeniem roku w naszym kraju będzie pierwszy polski koncert Blur. Wbrew pozorom to nie połowa lat 90., to rok 2013. I britpop znów na topie.
Początek lat 90. Wielka Brytania powitała w roli muzycznej prowincji. W tym czasie liczyła się bowiem tylko Ameryka. Świat u stóp miały zespoły z Seattle i okolic, wykonujący brudną i agresywną odmianę rocka zwaną grunge. Bestsellerami były albumy Pearl Jam, Soundgarden i Alice In Chains, a przede wszystkim Nirvany, na czele z charyzmatycznym liderem Kurtem Cobainem, który stał się głosem pokolenia nie tylko w USA. Triumfy święciła fuzja ciężkiego grania z rapem w wykonaniu Red Hot Chili Peppers i Rage Against The Machine. W kategorii „waga ciężka” bezkonkurencyjne były Metallica z „Czarnym Albumem” i Guns N’ Roses z podwójnym Use Your Illusion, fanów bardziej przystępnej muzyki czarował R.E.M. na inspirowanych amerykańskim folkiem albumach Out Of Time i Automatic For The People. Wykonawcy ci sprzedawali miliony albumów nie tylko w ojczyźnie, ale i na całym świecie.
Jankesi do domu
A co w tym czasie
słychać w starej, dobrej Anglii? Scenie rockowej brakowało wielkiej gwiazdy,
która mogłaby osiągać milionowe nakłady płyt i wypełniać stadiony. Takie grupy
jak Primal Scream, Ride czy irlandzko-brytyjska My Bloody Valentine nagrywały
wybitne, eksperymentalne albumy, ale ich wymagająca twórczość nie mogła liczyć
na sukces rynkowy. Brytania z zazdrością patrzyła na swoją młodszą siostrę po
drugiej stronie Atlantyku, która płodziła jedną za drugą gwiazdę rocka. Dumny
Albion, kraj z tak wielkimi muzycznymi tradycjami tęsknił za czasami wielkich
rockowych osobowości. Za brytyjską inwazją lat 60. z Beatlesami, Rolling
Stonesami i The Who na czele. Za szalonymi latami 70., kontrowersjami i
przepychem glam rocka spod znaku Davida Bowiego i Marca Bolana, ale także mistycyzmem
i liryzmem rocka progresywnego Pink Floyd. Za inspirującym anarchizmem
luminarzy punk rocka – Sex Pistols i The Clash. Za czasami, gdy Zjednoczone
Królestwo znaczyło na muzycznej mapie świata bardzo wiele.
Właśnie na fali tej
tęsknoty zaczęły pojawiać się zespoły nawiązujące do tradycji brytyjskiej
muzyki pop, świadomie odcinające się od estetyki grunge’owej. W 1992 roku
brytyjskie media namaściły na mesjaszy rodzimego rocka londyńską grupę Suede,
która zapożyczyła od swoich idoli – Davida Bowiego i The Smiths nie tylko
arcybrytyjskie gitarowe brzmienie, ale także seksualną nieokreśloność i
enigmatyczność podszytych erotyzmem tekstów. Charyzmatyczny wokalista o
charakterystycznym wokalu i wyglądzie androgyna, deklarujący biseksualizm Brett
Anderson wydawał się naturalnym kandydatem na nową wielką brytyjską osobowość
rocka. Wydany w maju 1992 roku debiutancki singiel The Drowners zwiastował zupełnie nowy styl muzyczny, czerpiący
wszystko co najlepsze z brytyjskiej muzycznej tradycji – britpop. W marcu
kolejnego roku na rynku pojawił się pierwszy longplay formacji, zatytułowany po
prostu Suede. Dzięki takim hitom jak Animal Nitrate (nr 7 na brytyjskiej
liście singli) czy Metal Mickey stał się najszybciej
sprzedającym się debiutanckim albumem w dziejach Wielkiej Brytanii, płyta
spotkała się z pozytywnym przyjęciem także w USA. Anderson mógł więc śmiało
pozować na tle brytyjskiej flagi na okładce magazynu „Select”. Ledwie rok
wcześniej Morrissey, były lider The Smiths został oskarżony o sympatie faszystowskie,
gdy dał się sfotografować z Union Jack w ręku. Czasy się zmieniły, narodowa
duma znowu stała się trendy - prasa zaczęła pisać o fenomenie „Cool Britannia”.
Podpis pod zdjęciem Brutta głosił butnie „Jankesi do domu”. Grunge’owcy nie
byli już potrzebni młodym Anglikom.
Popsceniczni chłopcy z sąsiedztwa
Niektórzy za pierwszy britpopowy singiel uważają nie The Drowners, ale wydany w marcu 1992 roku Popscene grupy Blur z Londynu. Dowodzony przez zdolnego kompozytora, wokalistę Damona Albarna zespół zaczynał jako epigon The Stone Roses, grupy łączącej gitarową muzykę z elementami dyskotekowej sceny z Manchesteru. Na Popscene, a następnie na swojej drugiej płycie, wydanej dwa miesiące po debiucie Suede Modern Life Is Rubbish Blur zarzucił klubowe wpływy i zaprezentował muzykę nawiązującą do klasyków rocka lat 60., szczególnie The Beatles i The Kinks. Charakterystycznym elementem twórczości grupy Albarna były głęboko osadzone w brytyjskiej rzeczywistości teksty piosenek, pełne typowo angielskiego cynicznego humoru. Wielki sukces przyniosła Blur przede wszystkim płyta Parklife z 1994 roku, z dwoma wielkimi hymnami ery britpopu – dyskotekowym Girls And Boys, zjadliwie komentującym seks-turystykę młodych bezrobotnych wyspiarzy, oraz utwór tytułowy o jałowym życiu angielskiej klasy średniej. W 1994 roku udane albumy wydały również Suede (Dog Star Man) i prezentująca inteligentny pop formacja ze Sheffield o nazwie Pulp (His ‘N’ Hers), ale tylko jedna grupa mogła zagrozić hegemonii Albarna i spółki.
Popsceniczni chłopcy z sąsiedztwa
Niektórzy za pierwszy britpopowy singiel uważają nie The Drowners, ale wydany w marcu 1992 roku Popscene grupy Blur z Londynu. Dowodzony przez zdolnego kompozytora, wokalistę Damona Albarna zespół zaczynał jako epigon The Stone Roses, grupy łączącej gitarową muzykę z elementami dyskotekowej sceny z Manchesteru. Na Popscene, a następnie na swojej drugiej płycie, wydanej dwa miesiące po debiucie Suede Modern Life Is Rubbish Blur zarzucił klubowe wpływy i zaprezentował muzykę nawiązującą do klasyków rocka lat 60., szczególnie The Beatles i The Kinks. Charakterystycznym elementem twórczości grupy Albarna były głęboko osadzone w brytyjskiej rzeczywistości teksty piosenek, pełne typowo angielskiego cynicznego humoru. Wielki sukces przyniosła Blur przede wszystkim płyta Parklife z 1994 roku, z dwoma wielkimi hymnami ery britpopu – dyskotekowym Girls And Boys, zjadliwie komentującym seks-turystykę młodych bezrobotnych wyspiarzy, oraz utwór tytułowy o jałowym życiu angielskiej klasy średniej. W 1994 roku udane albumy wydały również Suede (Dog Star Man) i prezentująca inteligentny pop formacja ze Sheffield o nazwie Pulp (His ‘N’ Hers), ale tylko jedna grupa mogła zagrozić hegemonii Albarna i spółki.
Bracia Liam (wokalista)
i Noel (kompozytor) Gallagherowie, liderzy zespołu Oasis byli kolejnymi
wielkimi postaciami brytyjskiego rocka pochodzącymi z robotniczego Manchesteru.
Nie cechowali się dekadenckim liryzmem, jak Ian Curtis z Joy Division, nie byli
subtelnymi intelektualistami jak Morrissey. Bliżej im było do frontmana The
Stone Roses, wyszczekanego i bezczelnie pewnego siebie Iana Browna. Gallagherowie
byli butnymi reprezentantami klasy robotniczej, „swoimi chłopami”, facetami z
sąsiedztwa. Stałymi bywalcami pubu z sąsiedniej ulicy, którzy przypadkiem stali
się megagwiazdami rocka. No, może nie całkiem przypadkiem – Noel Gallagher
pisał autentyczne stadionowe hymny, piosenki na miarę songów Beatlesów. Debiutancka
płyta Definitely Maybe, promowana
czterema hitowymi singlami (najwyżej – na 7. miejsce - zaszedł Live Forever) osiągnęła pierwszą lokatę
na brytyjskiej liście sprzedaży. Oasis dostrzeżono także w USA – 58. miejsce na
liście Billboardu to wbrew pozorom ogromny sukces dla Brytyjczyków.
Bitwa o Anglię
Blur i Oasis postrzegani byli na zasadzie przeciwieństw - intelektualiści kontra robole, zamożne południe kontra uboga północ. Rywalizację między zespołami bez żadnej przesady określono „britpopową bitwą”. W sierpniu 1995 nie mówiło się o niczym innym, jak tylko o pojedynku Albarn vs. Gallagher. Kultowy magazyn muzyczny „New Musical Express” pisał o ówczesnych nastrojach panujących w nie tylko muzycznych mediach: W tygodniu, w którym informowano, że Saddam Husajn przygotowuje broń jądrową, cywile są mordowani w Bośni, a Mike Tyson powraca na ring, tabloidy i prasa opiniotwórcza zwariowały na punkcie britpopu. 14 sierpnia na rynek trafiły single zapowiadające nowe albumy obu formacji – Country House z płyty Blur The Great Escape i Roll With It z (What’s The Story) Morning Glory? Oasis. Starcie tytanów wygrał zespół Albarna – Country House osiągnął szczyt brytyjskiej listy singli (piosenka Oasis uplasowała się oczywiście na drugim miejscu). Jednak to album Gallagherów okazał się bardziej wartościową pozycją. (What’s The Story) Morning Glory? dziś jest pewniakiem we wszystkich brytyjskich zestawieniach płyt wszech czasów – w 2010 uznany został przez „NME” za najlepszy brytyjski album ostatniego trzydziestolecia. Płyta Blur zdradzała już oznaki wyczerpania britpopowej formuły – brakowało ekscytującej świeżości Parklife. Britpopowa bitwa była szczytem popularności gatunku, ale i – jak się okazało, jego łabędzim śpiewem.
Bitwa o Anglię
Blur i Oasis postrzegani byli na zasadzie przeciwieństw - intelektualiści kontra robole, zamożne południe kontra uboga północ. Rywalizację między zespołami bez żadnej przesady określono „britpopową bitwą”. W sierpniu 1995 nie mówiło się o niczym innym, jak tylko o pojedynku Albarn vs. Gallagher. Kultowy magazyn muzyczny „New Musical Express” pisał o ówczesnych nastrojach panujących w nie tylko muzycznych mediach: W tygodniu, w którym informowano, że Saddam Husajn przygotowuje broń jądrową, cywile są mordowani w Bośni, a Mike Tyson powraca na ring, tabloidy i prasa opiniotwórcza zwariowały na punkcie britpopu. 14 sierpnia na rynek trafiły single zapowiadające nowe albumy obu formacji – Country House z płyty Blur The Great Escape i Roll With It z (What’s The Story) Morning Glory? Oasis. Starcie tytanów wygrał zespół Albarna – Country House osiągnął szczyt brytyjskiej listy singli (piosenka Oasis uplasowała się oczywiście na drugim miejscu). Jednak to album Gallagherów okazał się bardziej wartościową pozycją. (What’s The Story) Morning Glory? dziś jest pewniakiem we wszystkich brytyjskich zestawieniach płyt wszech czasów – w 2010 uznany został przez „NME” za najlepszy brytyjski album ostatniego trzydziestolecia. Płyta Blur zdradzała już oznaki wyczerpania britpopowej formuły – brakowało ekscytującej świeżości Parklife. Britpopowa bitwa była szczytem popularności gatunku, ale i – jak się okazało, jego łabędzim śpiewem.
Britpop umarł
Ostatnim znaczącym
momentem britpopowej sceny był jeszcze mocno psychodeliczny, ale i przebojowy w
starym, dobrym stylu album Urban Hymns grupy
The Verve z września 1997. Rok ten przyniósł
co prawda kolejne dzieła dwóch wielkich adwersarzy britpopu, ale paradoksalnie
przypieczętowały one śmierć gatunku. Oasis zaprezentowali mało ciekawy, wtórny
album. Choć Be Here Now sprzedawał
się rewelacyjnie, to – jak donosił dwa lata później „Melody Maker”, była to też
w tym czasie pozycja najczęściej... oddawana do sklepów z używanymi płytami. Z
kolei Blur mogli szczycić się zarówno sukcesem komercyjnym (pierwsze miejsce na
liście sprzedaży płyt w Zjednoczonym Królestwie) jak i artystycznym. Muzyka na albumie
zatytułowanym po prostu Blur miała
jednak niewiele wspólnego z dotychczasowym obliczem zespołu. Albarn i koledzy
sięgnęli po inspiracje, które w 1993 roku napawały młodych wyspiarskich twórców
i krytyków muzycznych obrzydzeniem – zafascynowała ich alternatywna rockowa
scena Stanów Zjednoczonych. Lider zespołu już w listopadzie 1996 na łamach
„NME” deklarował: Britpop dawno umarł.
Nie widzę sensu, by go dalej grać. Symboliczny był fakt, iż największym
hitem z tej płyty stał się cięty, wykrzyczany przez Albarna Song 2, kojarzący się mocno z agresją
grunge’u. Na pewno nie z The Beatles i The Kinks, nie nawiązujący w żaden
sposób do brytyjskiej tradycji rockowej. Formacja nagrała jeszcze dwa bardzo
udane, ambitne i mało piosenkowe albumy 13
i Think Tank, ale po wydaniu tej
ostatniej w 2003 roku popadła w stan zawieszenia. Znamienne, że gwiazdy
britpopu – o ile tak jak Blur nie zmieniły swojego muzycznego oblicza - nie
poradziły sobie w nowej rzeczywistości muzycznej na Wyspach. Oasis nagrali
jeszcze cztery albumy, ale sprawiały one wrażenie odcinania kuponów od dawnej
sławy. Z kolei Suede po rozczarowującym komercyjnie albumie A New Morning z 2002 roku rozwiązali
się, podobnie postąpiła w tym samym roku grupa Pulp.
Britpop żyje?
Britpop żyje?
A przecież wcale nie
było tak, że zniknęło zapotrzebowanie na proste, melodyjne kawałki w brytyjskim
stylu. Pierwsza dekada XXI wieku to boom na muzykę indie, listy przebojów opanowały
alternatywne grupy pokroju The Libertines, Arctic Monkeys i Franz Ferdinand, zabójczo
przebojowe i typowo wyspiarskie w brzmieniu. Dla nich scena britpopu była jedną
z głównych źródeł inspiracji. Nie mogło być więc przypadkiem, że reaktywacja
Blur na kilka koncertów latem 2009 roku (m.in. na legendarnym festiwalu
Glastonbury) wzbudziła euforię na Wyspach. Zachęceni pozytywnym przyjęciem
muzycy nagrali dwa single (Fool’s Day w
2010 i The Puritan/Under The Westway w
2012 roku) i wciąż nie wykluczają nagrania albumu studyjnego. Mimo iż nie
istnieje Oasis, który rozpadł się w 2009 roku po serii awantur między liderami,
bracia Gallagher wciąż są muzycznie aktywni – Liam prowadzi swój nowy zespół
Beady Eye, z którym wydał w 2011 roku album, a Noel dowodzi projektem Noel
Gallagher's High Flying Birds, którego debiutancka płyta z tego samego roku spotkała
się z gorącym przyjęciem. Na scenę powrócili również Pulp i Suede – grupa z
Sheffield w grudniu zaprezentowała w Internecie nowy utwór After You, z kolei zespół Bretta Andersona 18 marca wyda po
jedenastu latach przerwy album Bloodsports.
3 lipca gwiazdą
pierwszego dnia Open’er Festival w Gdyni będzie Blur. Gwiazda britpopu, choć od
dziesięciu lat nie uraczyła nas nowym albumem studyjnym, nadal należy do najgorętszych
nazw na muzycznej scenie. Sama za siebie mówi rozpiska tegorocznych koncertów
grupy, obejmująca tak prestiżowe festiwale, jak Coachella w Kalifornii,
Primavera w Barcelonie, czy Rockwerchter w Belgii. Z pewnością setlistę tych
koncertów zdominują utwory ze złotych lat britpopu – bo z dyskografii Blur to
chyba one najlepiej przetrwały próbę czasu. Britpop ciągle przyciąga tłumy. Nie
tylko z powodów nostalgicznych, ale także dlatego, że wciąż jest gatunkiem
inspirującym - już kolejne pokolenie twórców i fanów.
Maciek