źródło: kurrukata.blogspot.com |
Maj to wyjątkowy miesiąc dla fanów The Smiths - dwa dni temu mogliśmy celebrować 54. urodziny lidera legendarnej grupy, Stevena Patricka Morrisseya, a 13 maja przypadła okrągła trzydziesta rocznica fonograficznego debiutu popularnych Kowalskich - singla Hand In Glove. Z tej okazji prezentujemy Wam nasz subiektywny przegląd singlowego dorobku The Smiths. Bierzemy pod uwagę oczywiście klasyczną singlową dyskografię, brytyjskie małe płyty z okresu działalności grupy. Wszystkich fanów z góry przepraszamy za subiektywne opinie.
źródło zdjęć: http://www.thesmiths.cat
Hand In Glove (7/10)
(13.05.1983)
Maj 1983,
niepozorna grupa z Manchesteru debiutuje singlem, który nie robi jeszcze szumu
na listach. Ale pierwsze koty za płoty. Połączenie postpunkowej surowości z
klimatami wczesnych Beatlesów (ta harmonijka!). I jak to u garniturkowych Fab
Four, tekst o miłości... Oczywiście nie do końca szczęśliwej, bo nie do
zaakceptowania przez otoczenie. Być może z powodu braku różnicy płci bohaterów
tekstu – wszystko możliwe, tym bardziej, że na okładce singla możemy raczyć
nasze oczy widokiem pana z obnażoną pupą. Klasyczny utwór Kowalskich wypadł
znacznie ciekawiej (bo bardziej dynamicznie w miksie) na debiutanckim albumie The Smiths i w tej wersji ocena byłaby wyższa.
This
Charming Man (10/10)
(31.10.1983)
(31.10.1983)
Tytuł znów
prowokuje do szukania homoseksualnych aluzji – właściciel uroczego auta prowadzi z młodym chłopakiem, któremu oferuje
przejażdżkę dialog godny bohaterów Oskara Wilde’a. Jeśli chodzi o muzykę –
Johnny Marr serwuje ultrachwytliwy riff, a sekcja rytmiczna generuje rytm
pożyczony od Iggy’ego Popa i jego Lust
For Life, który stał się niedoścignionym wzorem dla każdej indie-kapeli (posłuchajcie
choćby Last Nite The Strokes). Na
parkiet!
What Difference Does It Make? (7/10)
(16.04.1984)
Motoryczny,
typowy dla wczesnego stylu The Smiths utwór brzmi nieco mniej ekscytująco niż This Charming Man i nie było już w jego
przypadku tej świeżości towarzyszącej Hand
In Glove, ale sukces na listach osiągnął – 12. miejsce w UK. Dla polskich
fanów powinien być to numer szczególny - What
Difference Does It Make? to pierwszy i jeden z dwóch utworów Kowalskich
notowany na Liście Przebojów Trójki.
Heaven Knows I'm Miserable Now (10/10)
(21.05.1984)
Pierwszy
kawałek The Smiths, w którym pojawiają się czarne, soulowe rytmy – co
zbliża naszych bohaterów do takich kapel jak Orange Juice. Ale chyba
najbardziej pamięta się go za sprawą tekstu.
GAPOWICZ: Jakiej
piosence... A! Nie! Przepraszam bardzo, bo nie słyszałem, po prostu, jak pan
śpiewał, bo byłem zamyślony. Ale nic, niech, niech pan nie powtarza, o czym
było? Pan zreferuje łaskawie, kolego, to ja się zreferuję.
MAMOŃ: Nie no
panie...
POETA: Treść jest
krótka.
GAPOWICZ: Tak?
POETA: Można ja
umieścić w trzech zdaniach. Jestem sam. Nie mam dziewczyny. Jest mi niedobrze.
BOLO: Tyle w tej
piosence jest beznadziejnego smutku, tęsknoty, jakichś nieokreślonych i
niespełnionych nadziei, ze... chwyta.
William, It Was Really Nothing (10/10)
(24.08.1984)
Krótko
(nieco ponad dwie minuty) i treściwie – najlepszy kawałek janglepopowy wszech
czasów, z rewelacyjną robotą gitarową Marra. Morrissey popisuje się ciętym
tekstem kpiącym z instytucji małżeństwa. Inne skojarzenia? Goła klata Moza ze
słowami MARRY ME podczas występu w Top of the Pops.
How Soon Is
Now? (10/10)
(28.01.1985)
Aa, How Soon Is
Now. “Stairway to Heaven lat 80.”, jak to ktoś
określił. Kto wie, co poeta miał na myśli? Nieprawdopodobnie potężnie brzmiący
numer, w którym Marr brzmi w zupełnie nietypowy dla siebie sposób, bo zamiast
czystych fraz atakuje falującymi efektami gitarowymi. Piosenka uchodzi za opus
magnum The Smiths, tylko że... no,
kompletnie nie brzmi po „kowalsku”. Rewelacyjny, ale jednak skok w bok.
Piosenek definiujących styl grupy należy szukać na innych singlach.
Shakespeare's
Sister (6/10)
(18.03.1985)
Zdecydowana
obniżka formy – takie tam rockabilly. Dziwna to dla mnie decyzja, że wybrano to
na singiel. Z tego typu klimatów lepszym wyborem byłoby znakomite Nowhere Fast.
That Joke Isn't Funny Anymore (8/10)
(01.07.1985)
The Smiths
coraz wyraźniej oddalają się od jangle’u – takiego utworu nie powstydziliby się
wykonawcy z 4AD, z Cocteau Twins na czele. Onirycznie, atmosferycznie,
przestrzennie – rozwijają się chłopaki, nie ma co. W tekście nie pierwszy już
raz Morrissey występuje jako rzecznik samotnych i nieszczęśliwych.
The Boy with the Thorn in His Side (10/10)
(16.09.1985)
Marr brzmi
bardzo folkowo, a Morrissey się do tego dostosowuje uskuteczniając coś na
kształt jodłowania. Jeśli lubicie Morrisseya, na pewno kochacie jego popisy w
tym numerze. Jeśli nie – unikać jak ognia! Pierwszy utwór The Smiths promowany
teledyskiem, ale zapomnijcie, że wam to powiedziałem, naprawdę nie warto.
Bigmouth
Strikes Again (9/10)
(19.05.1986)
Kolejna
tekstowa perełka, będąca rozliczeniem wokalisty z – jak to byśmy dziś
powiedzieli – hejterami, którzy dopiekli podmiotowi lirycznemu na tyle, że mógł
poczuć duchową więź z płonącą na stosie Joanną D’Arc. I do tego klasyczny
morrisseyowski mindfuck z walkmanem Dziewicy Orleańskiej... W warstwie
muzycznej firmowe smithsowskie połączenie elektryków o czystym brzmieniu z
akustykami w tle. I cokolwiek oryginalne umieszczenie jako dodatkowej
wokalistki Ann Coates, śpiewającej „wiewiórki”. A tak naprawdę to przetworzony studyjnie
Morrissey, taki żarcik artystów.
Panic (8/10)
(21.07.1986)
Są takie
kawałki The Smiths, gdzie jakkolwiek by się koledzy nie starali, to Morrissey
ze swoimi tekstami ich całkowicie przyćmiewa. Bo Panic to w sumie muzycznie nic specjalnego – zrzynka (czego
Kowalscy wcale nie ukrywali) z Metal Guru
T. Rex w glamowym, marszowym rytmie, plus słodki chórek dziecięcy. Ale to,
co ten słodki chórek wyśpiewuje jest powodem nieprzemijającej kultowości
numeru. Morrissey rozsierdzony sytuacją, w której radiowy DJ po ogłoszeniu
wieści o wybuchu Czarnobyla puścił wesolutki kawałek Wham!, napisał zjadliwy
tekst, w którym skazuje didżejów na stryczek, a dyskotece niczym grupa Lombard
głosi śmierć (w ogniu). Powód? Because the music that they constantly play/IT SAYS NOTHING TO ME ABOUT MY LIFE. Postulat piosenek mówiących o życiu słuchacza będzie wracał,
choćby u T.Love w numerze Kapeloland.
(20.10.1986)
Jedna z najlepszych
piosenek The Smiths – lekka jak piórko, z miejsca chwytająca melodia. Jak można
było to spieprzyć? Udało się. Po latach numer brzmi koszmarnie sztucznie, próby czasu
nie przetrwały jakieś dziwaczne efekty (co to, do cholery? Przetworzona
harmonijka?). Podczas nagrywania tego singla The Smiths byli składem pięcioosobowym
– przez pewien czas w zespole grał dodatkowy gitarzysta Craig Gannon.
Shoplifters of the World Unite (9/10)
(26.01.1987)
W Ask zbliżyli się na chwilę do jangle
popu, by znowu uciec jak najdalej. Tutaj gitara Marra brzmi zaskakująco ciężko (jak na ten
zespół, nie ma obaw, The Smiths nie zaczęli grać thrashu). Dla
odmiany Morrissey delikatnie wyśpiewuje jedną ze swoich chorych wizji - złodziei sklepowych
łączących się celem przejęcia kontroli nad światem.
Sheila Take
A Bow (6/10)
(13.04.1987)
Największy
przebój na listach – 10. miejsce w UK było niezbitym dowodem, że było to
apogeum popularności grupy. I niestety początek końca. Wydaje się, że w
przypadku tego kawałka działała już raczej magia szyldu, bo to muzycznie dość
błahy kawałek w rytmie zbliżonym do Panic.
Girlfriend
in a Coma (3/10)
(10.08.1987)
Wiele osób
lubi ten numer, ale darujcie – ten singiel to hańba dla takiej kapeli.
Wesołkowaty rytm, głupawa melodia, do bólu pretensjonalne smyki – dramat.
Sytuację ratuje nieco tekstowy czarny humor Morrisseya, który łączy infantylną
pioseneczkę z przerażającym tekstem.
I Started Something I Couldn't Finish
(6/10)
(02.11.1987)
Nawet fajny
numer, ale niekoniecznie fajny numer The Smiths. Niby-soul, z instrumentami dętymi,
z którymi jakoś Kowalskim nie do twarzy. Za to świetnie wypadł tutaj Morrissey
z zadziornymi wokalizami.
Last Night I Dreamt That Somebody Loved Me (4/10)
(07.12.1987)
Niezbyt
udane było te singlowe pożegnanie The Smiths. Smętna, nudna ballada z tekstem o
samotności wypada pretensjonalne.
Maciek